Kolejne dni mijały zwyczajnie. No może nie do końca zwyczajnie. Ciągle ktoś się na mnie dziwnie patrzył i wymieniał szeptem uwagi na mój temat. Nie było to przyjemne, ale dało się przyzwyczaić. Zauważyłam Amy stojącą przy szafce. Posłałam jej uśmiech. Musiałyśmy się rozstać na godzinę, gdyż miałyśmy trochę inne zajęcia. Amelia wyciągnęła z szafki wielką teczkę i usiłowała ją wsadzić do torby.
- Po co ci taka wielka?
- Będziemy dzisiaj rysować na większym formacie. Nie mogę się doczekać. To będą moje pierwsze zajęcia.
- Na pewno ci się spodoba. Nawiązując do tego, że są to twoje pierwsze zajęcia- zaakcentowałam- to skąd wiesz co będziecie robić?
- Dowiedziałam się od Emily.
- Od Emily?!
- Tak. Wiesz...nie jest wcale taka wredna na jaką wygląda.
Zadzwonił dzwonek.
- To do zobaczenia - rzuciła i oddaliła się.
- Cześć. Powodzenia ! - krzyknęłam za nią.
Poszłam w swoim kierunku. Lubiłam, kiedy korytarz był taki pusty. Czułam się swobodniej. Mijałam zakręt. Od drzwi teatru dzieliło mnie kilka kroków. Zadowolona przyspieszyłam. Nagle poczułam silny ból w okolicach kręgosłupa. Chwilę potem zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą.
- Au ! - jęknęłam. Podniosłam wzrok usiłując zobaczyć co było powodem mojego upadku.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię. - powiedział Matt, jeden z braci Collins'ów. Był obiektem westchnień prawie każdej dziewczyny w szkole. Czułam się głupio. Przede mną stał Collins we własnej osobie, a ja ofiara losu leżałam na ziemi. Zarumieniłam się i natychmiast się podniosłam. Zignorowałam wyciągniętą w moją stronę rękę.
- Nic ci nie jest? - spytał wyraźnie przejęty.
- Nic. Będę miała ewentualnie wielkiego siniaka. Do wesela się zagoi. - zaśmiał się, a ja ze wstydu nie wiedziałam gdzie oczy podziać. Zdałam sobie nagle sprawę, że jestem już spóźniona.
- Muszę iść, cześć. - powiedziałam usiłując zachować się swobodnie. Prawie mi się to udało. Mówiąc prawie miałam na myśli to, że pomyliłam drzwi i ... weszłam do toalety. Nie takie straszne można by pomyśleć. Też bym tak powiedziała, ale w moim przypadku była to męska toaleta. Usłyszałam za sobą donośny śmiech. Wolałam się nie odwracać, więc poszłam przed siebie.
- ..... będziemy wystawiać ...
- Yyy...przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam.
- Nie szkodzi Olivio, każdemu się może zdarzyć. Usiądź już. Jack da ci scenariusz. Masz szczęście, bo jeszcze nie przydzieliliśmy wszystkich ról.
Zerknęłam na tekst. Sztuka miała tytuł ,, Dziesięciu Murzynków''. Napisała tę powieść Agatha Christie. Znałam ją jako tako.
- Jakieś propozycje ? - spytała pani Morgan. Była stosunkowo młodą nauczycielką. Chyba najmłodszą w szkole. Szybko znalazła z nami wspólny język. Miała średniej długości, rude włosy opadające falami na ramiona. Była ładna. Nie za gruba. Taka w sam raz. Bardzo ją lubiłam.
- Ja mogę zagrać Emily Brent. - powiedziała Lucy.
- Ja z chęcią zagram generała MacArthur'a. - wtrącił się Daniel.
- Wspaniale ! - uradowała się pani Morgan.
I takim oto sposobem przydzieliliśmy role. Miałam zagrać Verę Claythorne. Miałam najwięcej tekstu do nauczenia. Nie przeszkadzało mi to. Omawianie sztuki zajęło nam sporo czasu, więc równo z dzwonkiem wyszliśmy z teatru.
***
Reszta lekcji minęła spokojnie. Szłam właśnie wąską dróżką do domu. Niebo było dzisiaj pochmurne. Miałam nadzieję, że nie będzie padać. Lubię deszcz, ale ubrałam dzisiaj moje ulubione rurki. Idąc taką dróżką skazane były na ubłocenie. Tak rozmyślając szłam dalej. Z zamyślenia wyrwał mnie potężny huk. Chwilę potem zaczęło lać jak z cebra. Przyspieszyłam aż w końcu zaczęłam biec. Moim oczom ukazała się furtka. Jestem na miejscu. Podeszłam do skrzynki na listy sprawdzając czy przyszło coś nowego. Wyciągnęłam z niej list. Pachniał lawendą. Babcia. Z uśmiechem na twarzy weszłam do domu. Zdjęłam przemoczoną bluzę i rzuciłam na krzesło. Później ją powieszę. Głodna jestem.
- Co na obiad? - spytałam schodząc na dół.
- Spaghetti.
- Mmm...- zajęłam miejsce przy stole. - Taty jeszcze nie ma ?
- Nie. Wróci dzisiaj później. Smacznego.
Zabrałam się za jedzenie. Kiedy skończyłam wsadziłam pusty talerz do zmywarki i poszłam do swojego pokoju.
Chciałam napisać sms'a do Amy. Wyciągnęłam telefon i poczułam jakąś kartkę. Był to list od babci. Rany, zupełnie o nim zapomniałam ! Przeleciałam wzrokiem tekst. Zawierał krótką informację.
'' Jutro o 15. ''
Babcia
Przełknęłam głośno ślinę. Wiedziałam o co babci chodziło. Szczerze mówiąc to bałam się trochę tej pierwszej lekcji. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Żeby dowiedzieć się czegoś wyciągnęłam książkę od babci. Nie mogłam jednak nic z niej wyczytać. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na tekst tylko na wygląd i rysunki. Książka pisana była niezrozumiałym dla mnie językiem. Poszperałam trochę w internecie, ale nic mi to nie dało. Książka pisana była ręcznie, więc nie mogłam dokładnie zidentyfikować wyrazów. Zrezygnowana schowałam książkę. Usłyszałam pukanie do drzwi.
----------------------------------------------------------------------------
Rozdział taki sobie. Pisałam go na szybko. Zmotywowały mnie wasze komentarze. Dziękuję ;3 Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem również jakieś się znajdą.
Fajne ;) ♥
OdpowiedzUsuńHej. Nominujemy cię do Liebster Award. Szczegóły - http://niallerland.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-liebster-award-na-poczatku_11.html
OdpowiedzUsuńCiekawe. Z chęcią będę czytać kolejne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŻycze weny !