[9] W objęciu zła.
Dzień w szkole był zwyczajny. Tak jak się spodziewałam, Amy bombardowała mnie pytaniami. Miałam już pomału dość. Przecież podwiózł mnie tylko do szkoły. O co tyle hałasu?!
- Podoba ci się- stwierdziła Amy biorąc ostatniego gryza kanapki.
- Podoba czy nie, to nie ma znaczenia- odpowiedziałam wzruszając ramionami. - Wielu dziewczynom się podoba.
- Umówiliście się? - spytała po chwili.
- Ile razy mam ci mówić, że nie?! - zaczynało mnie to pomału irytować. Ruszyłam przed siebie dając jej do zrozumienia, że to koniec rozmowy. Amy jest moją najlepszą przyjaciółką, ale czasami mnie denerwuje. No cóż, w każdej przyjaźni są jakieś sprzeczki. Stąpałam twardo po ziemi i wolałam wiedzieć na czym stoję. Dlatego właśnie Amelia jest moją przyjaciółką.
Pamiętam dzień, w którym się poznałyśmy. Pod koniec 3 klasy zauważyłam dziewczynkę w warkoczykach stojącą w łazience przy oknie. Płakała. Była nowa w mojej klasie toteż podeszłam. Do odważnych świat należy!
- Co się stało?- spytałam.
- N-n-nic, nieważne- odpowiedziała odwracając się. Tak, doskonale pamiętam ten dzień. Kolega z równoległej klasy podstawił jej haka i biedna przewróciła się prosto na nauczycielkę. Pani Bonnes krzyczała na nią tak głośno, że na korytarzu, gdzie zawsze było tyle hałasu, zrobiło się strasznie cicho. Wszyscy patrzyli na tą akcję z rozbawieniem. Szczególny ubaw miał Chris. Nieźle mu się ode mnie oberwało, ale to już inna historia. Ach te wspomnienia.
Droga do domu dłużyła mi się niemiłosiernie. Zaczynałam wątpić czy w ogóle dojdę. Słońce grzało. Zaschło mi w gardle. Nagle zza zakrętu wyjechał czarny samochód terenowy. Nie widywało się takich tutaj, więc przystanęłam na chwilę chcąc zobaczyć kto z niego wysiądzie. To był błąd. Z samochodu wyskoczył jakiś mężczyzna i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować wciągnął mnie to Jeep'a. Krzyczałam co sił w płucach. Próbowałam się wyrwać i prawie mi się to udało, kiedy poczułam ostry ból w okolicach czaszki. Straciłam przytomność.
***
Otworzyłam oczy. Leżałam w jakimś...lochu? Tak to dobre określenie. Było tu strasznie zimno. W dodatku strasznie bolała mnie głowa. Usłyszałam czyjeś głosy. Podniosłam się na łokciach by lepiej widzieć. Trochę mi się obraz rozmazywał, więc nie mogłam zidentyfikować rozmówców.
- Nie musiałeś jej tak mocno uderzać w głowę. Leży nieprzytomna od kilku godzin - mruknął z niezadowoleniem mężczyzna.
- Wyrywała się..- próbował tłumaczyć się drugi. - W dodatku krzyczała - oparł się o ścianę.
- Krzyczała - powtórzył z irytacją mężczyzna z lekkim zarostem jak mogłam zauważyć.
- Mogłeś zatkać jej usta albo uderzyć ją chociaż lżej.
- Nie pomyślałem - przyznał. Był bardzo napakowany. Zaczęłam się bać. Czego ode mnie chcą?! Nagle napakowany mężczyzna zniknął w ciemnościach pozostawiając mnie sam na sam z tym drugim, który musiał być przywódcą. Odwrócił się w moją stronę i wbił we mnie wzrok. Wzdrygnęłam się. Po chwili wrócił osiłek ciągnąc za sobą kobietę.
- Mamo! - wyrwało mi się. Bez chwili wahania podbiegłam do niej. - Nic ci nie zrobili? Czego od nas chcą?! - próbowałam złożyć to w logiczną całość. Muszę być czujna. - Wypuśćcie nas! - nakazałam przybierając pozycję bojową. Przywódca się tylko zaśmiał. Śmiech wypełnij przestrzeń, w której się znajdowaliśmy. - Najpierw zrobisz co ci karzę, mała wiedźmo.
- Nie wydaje mi się! - mężczyzna był trochę zdziwiony moją postawą jednak szybko wrócił do siebie. - Abbadonie - skinął na mojego porywacza. Ten ruszył w moją stronę szykując się do ataku. Byłam jednak szybsza. - Impendimento!- krzyknęłam pewnym głosem, który rozbrzmiewał echem po lochach. Napastnik był w lekkim szoku. Ruszał się w spowolnionym tępie. Niestety nie dane mi było rozkoszować się tym małym zwycięstwem, gdyż drugi mężczyzna złapał mnie od tyłu w morderczym uścisku. Próbowałam się wyrwać.
- Zrobisz to co ci karzę albo...
- Albo co? Zabijesz mnie?! Nie boję się śmierci - udało mi się odwrócić i spojrzeć w jego oczy. - Martwa ci się przecież na nic nie zdam prawda? - brnęłam dalej. Mężczyzna rozluźnił uścisk aż w końcu zupełnie mnie puścił. Upadłam na twardą posadzkę. Byłam z siebie dumna. Niespodziewanie jednak skoczył w kierunku mamy i przyłożył jej nóż do gardła. - Masz rację - powiedział zadumany. - Ale jej śmierci nie chcesz, mam rację? - uśmiechnął się mściwie. - Więc jak będzie?? - czekał na moją odpowiedź. Przesunął nożem po szyi mamy. Ostrze przecięło jej skórę i wylał się mały strumyk krwi. Rozkoszował się jej bólem. - Nie!! Przestań!! - krzyczałam. Wtem usłyszałam głośny huk. Szukałam wzrokiem przyczyny tego zjawiska. Po chwili usłyszałam dźwięk uderzającego metalu. Odwróciłam się na pięcie. Byłam zdziwiona tym co zobaczyłam. Mama klęczała na ziemi próbując powstrzymać krwawienie, natomiast napastnik zwijał się z bólu. Łapał się za głowę i krzyczał. Bałam się. Bałam jak cholera. Wtedy poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Wrzasnęłam przerażona. Uspokoiłam się jednak od razu. To babcia. Babcia przybyła nam na ratunek. Ze szczęścia rzuciłam się w jej objęcia i płakałam.
---------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że nowy rozdział nie pojawiał się długo, ale nie miałam na niego pomysłu. Dziękuję, za wszystkie motywujące komentarze i porady. Jeśli zauważyłeś/aś błąd będę wdzięczna jeśli napiszesz o tym w komentarzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś/aś rozdział zostaw po sobie ślad. Jeśli piszesz własnego bloga to wiesz jakie to ważne.
Komentarz= Motywacja