wtorek, 10 czerwca 2014

[15] Ukryta.

- Olivia - ktoś szeptał moje imię coraz głośniej. Dźwięk roznosił się po całym pokoju. Poczułam ostry ból w skroni. Upadłam na podłogę trzymając się za głowę. Ból był coraz silniejszy. Wzrastał wraz z szeptami, które przerodziły się w krzyki. Rozejrzałam się.
- Mój Boże - szepnęłam.
Przed moją twarzą pojawił zarys ciemnej postaci. Byłam przerażona. To coś nie miało twarzy. Chuchało na mnie zimnym powietrzem. Było mgliste. Przypominało ducha, tyle że było czarne i straszniejsze. Nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Po chwili doznała strasznego uczucia. Coś śliskiego przebiło się przez moją klatkę piersiową i pojawiło się po drugiej stronie. W pokoju było zupełnie ciemno. Tych "   stworów"  było coraz więcej. Otoczyły mnie. Zaczęły wirować zamykając mnie w kręgu. Nie wiedziałam jak się bronić.
- Boże ratuj! - błagałam w myślach. Po chwili przez okno wleciała kolejna postać. Była większa i miała ...twarz. Wyglądem bardzo przypominała człowieka. Czekałam na najgorsze. Ku mojemu zdziwieniu owa postać przegoniła cienie. W moim pokoju zrobiło się nadzwyczaj jasno.  Musiałam zasłonić oczy drżącą ręką.
Nagle poczułam, że ten kto mnie uratował bierze mnie na ręce. Niespodziewanie stanął na parapecie. Wiedziałam co chce zrobić. Ten wariat nas zabije!
- Co ty robisz?!? Chcesz nas  zabić? - chłopak nie reagował na moje słowa. Albo jest głupi albo głuchy. Albo jedno i drugie. Wyskoczył z okna. Zaczęłam krzyczeć i zacisnęłam mocno powieki.
                                                                   ***
Spodziewałam się głośnego huku i potwornego bólu, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego czułam się jakbym leciała.  Odważyłam się otworzyć oczy.
- Wooow! - wymsknęło mi się. Ja naprawdę leciałam. Pod sobą widziałam Renesved.  Ale...jak to możliwe?
Czułam, że ktoś trzyma mnie w talii. Odchyliłam głowę i zobaczyłam blondyna o idealnych rysach twarzy. Patrzył w skupieniu przed siebie. Zwróciłam uwagę na coś, co wyrastało mu z pleców. On...miał skrzydła.
- Umarłam - pomyślałam.
                                                               ***
          Po pewnym czasie blondyn wylądował. Rozejrzałam się. Byliśmy na plaży. Było tu naprawdę  ładnie. Wciągnęłam dużą ilość powietrza w płuca. Poczułam silną woń morskiej bryzy. Nie zwracając uwagi na mojego towarzysza ruszyłam przed siebie, ciekawa jak wygląda reszta plaży. Po godzinie chodzenia w kółko zorientowałam się, że jesteśmy na wyspie. Nie ma sensu włóczyć się tak w nieskończoność. Postanowiłam wrócić do blondyna.
       Siedział na skale wpatrując się w zachód słońca. Stałam tak przez chwilę przyglądając się mu. Odwrócił głowę w moją stronę. Miał piękne, szare oczy. Na chwilę utonęłam w jego spojrzeniu.
Po chwili do moich uszu dotarł ryk. Wzdrygnęłam się. Brzmiał jak jakiś dziki kot. Zaraz się jednak uspokoiłam. Przecież nie może mnie zabić. Nic mi nie grozi. Nie umrę po raz drugi. Stałam spokojnie, odchylając lekko głowę do tyłu, ciekawa co to za zwierzę.
- Uciekaj! - usłyszałam za sobą. - Nie stój tak!
Odwróciłam się do niego z uśmiechem na twarzy. Po co ta cała szopka? Przecież wiadomo, że zwierzę nawet mnie nie zadrapie. Niespodziewanie zostałam powalona na ziemię. Puma wbiła mi pazury w rękę. Dlaczego to tak boli, do cholery??! Co jest?!
Dziki kot został ze mnie zdjęty. Wstałam otrzepując się. Byłam wściekła. Nie powinnam odczuwać bólu. Moją uwagę przykuła walka kota z blondynem. Byłam prawie pewna, że kot załatwi go bez jakichkolwiek komplikacji. Jednak się myliłam. Chłopak miał więcej siły niż zwierzę. Powalił kota na ziemię i zabił. Tak po prostu. Stałam patrząc na niego wielkimi oczami. Zapomniałam nawet o rwącym bólu w nadgarstku.
- Jak ty to...?
                                                                   ***
- Siedź spokojnie i się nie ruszaj - polecił. - Raz, dwa, trzy..
- Auuua!! - krzyknęłam wyrywając mu rękę. Natychmiast tego pożałowałam. Zapiekło jeszcze mocniej.
- Mówiłem żebyś siedziała spokojnie - powiedział wzruszając ramionami. Miałam ochotę mu przywalić.
Po chwili udało mu się zrobić mi opatrunek.
- Co ci do głowy strzeliło żeby stać jak słup soli i się spokojnie przyglądać??! - spytał wyraźnie zirytowany.
- Sądziłam, że skoro nie żyję to nic mi się nie stanie. Nie umrę przecież po raz drugi - powiedziałam jakby to było oczywiste. - Jednak się przeliczyłam - dodałam.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę. - Ty się dobrze czujesz? - spytał zszokowany, przykładając mi dłoń do czoła. Zrobiło mi się głupio. Poczułam jak palą mnie policzki.
- Ja wcale nie umarłam, prawda? - powiedziałam cicho czując, że rumienię się jeszcze bardziej. Potrząsnął głową. Idiotka. Jestem skończoną idiotką!
- Co my tu w ogóle robimy? - spytałam.
- Nie mogłaś tam zostać. To  zbyt niebezpieczne.
- Zbyt niebezpieczne?! Żartujesz, prawda? Tam jest mój dom. Moja rodzina i przyjaciele. Nie mogę ich od tak zostawić - powiedziałam.
- Nie wrócisz tam i koniec tematu!
- Nie rozkazuj mi! Nie zamierzam tutaj zostać - krzyknęłam.
- A jak masz niby zamiar się stąd wydostać? - spytał ironicznie.
- Ja...nie ważne! - wstałam i ruszyłam wzdłuż plaży.
- Zaczekaj! Gdzie idziesz? - krzyknął. Nie miałam ochoty mu odpowiadać. Myśli pewnie, że jestem jakąś wariatką i jeszcze sobie krzywdę zrobię. Miałam ochotę się rozpłakać. I tak też uczyniłam.
        Zabrałam się za budowanie tratwy. Nie szło mi najlepiej. Prawdę mówiąc nie miałam zielonego pojęcia jak to się robi, ale ani  myślałam wrócić. Blondyn jednak sam mnie znalazł.
- Co robisz? - spytał z troską.
- Buduję tratwę, nie widać? - warknęłam.
- Dobra rozumiem, ale nie musisz być dla mnie taka niemiła.
- Och przepraszam bardzo. To ty mnie tutaj sprowadziłeś! I utknęłam tutaj. Bez nikogo w kim mogłabym znaleźć wsparcie. A ty jeszcze na mnie krzyczysz!
- Bo chcesz tam wrócić.
- Może powinnam. Lepiej by było gdybyś mnie tutaj nie przenosił.
- Czyli sugerujesz, że nie powinienem cię ratować?! - powiedział wyraźnie wkurzony.
- Nie, mówię tylko, że mogłeś mnie tam zostawić. Co ja tu będę robić? Mówić do drzew? Chcesz żebym całkiem oszalała? Odczep się! - powiedziałam wracając do mojej tratwy.
- Okey jak chcesz. Radź sobie sama!
        Następnego dnia wstałam obolała. Budowa tratwy spaliła na panewce. Jak ja mam wrócić do domu??! -Ugh! - kopnęłam z całej siły w drzewo. Zabolało - Cholera! - rozmasowałam stopę. Poczułam skurcz w żołądku.
- Głodna jestem - pomyślałam. Podniosłam się z ziemi i błądziłam wzrokiem szukając czegoś do zjedzenia. Chodząc w kółko przez godzinę miałam serdecznie dosyć tej wyspy. Nigdzie nie znalazłam czegoś jadalnego. Weszłam głębiej, tym samym oddalając się znacznie od plaży. Wędrowałam tak porzucając jakąkolwiek nadzieję, że napełnię swój brzuch do syta. W końcu ujrzałam drzewo z daktylami. Dosłownie rzuciłam się w tamtym kierunku. Stojąc pod drzewem zastanawiałam się jak zdjąć owoce. Przypomniałam sobie, że mogę przecież użyć magii. Zadowolona z siebie podniosłam rękę.
- Stój!
Zdezorientowana odwróciłam się. Tuż  za moimi plecami stał blondyn.
- Co ty do cholery....?!
- Jeśli użyjesz magii namierzą nas - powiedział wpadając mi w słowo.
- Kto nas namierzy? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Najwyraźniej tym pytaniem zaskoczyłam blondyna bo spojrzał na mnie głupim wzrokiem.
- A kto cały czas próbuje cię dopaść? Pomyśl, to nie boli - prychnął.
- Dobra, dobra. Nie bądź taki mądry. - bąknęłam. - Jak mam ściągnąć te daktyle?
- Wejdź na drzewo -powiedział z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Żartujesz prawda?
            Nie żartował. Po kilku męczących próbach udało mi się wdrapać na drzewo. Byłam niezwykle z siebie dumna. Teraz pozostało mi tylko zerwać kilka owoców i wrócić bezpiecznie na grunt. Ostrożnie posuwałam się naprzód. Udało mi się zerwać kilka daktyli. Zadowolona odwróciłam się w stronę chłopaka, który obserwował mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem na twarzy. Zirytowało mnie to. Pokazałam mu język. Pech chciał, że w tym samym momencie zauważyłam wielkiego pająka na mojej ręce. Zaczęłam krzyczeć. Wtedy gałąź, którą ściskałam w drugiej dłoni żeby utrzymać równowagę, połamała się. Straciłam równowagę i zleciałam z drzewa. Poczułam objęcie silnych, męskich ramion. Zaraz po tym znalazłam się na ziemi, wtulona w nagi tors mojego wybawcy. Nie zdążyłam nawet zauważyć, kiedy zdjął koszulkę. Zmieszana wyswobodziłam się z jego objęcia i wymamrotałam coś w stylu - Dziękuję.
Ten chłopak uratował mnie już dwukrotnie, a ja nie znam nawet jego imienia. W dodatku cały czas na niego krzyczę i obwiniam o wszystko, a przecież chciał dobrze.
- Jak ci na imię?
- Daniel - powiedział posyłając mi słodki uśmiech.
- Daniel..- powtórzyłam. - Ładne imię.
            Kilka godzin później Daniel oznajmił, że idzie zbadać teren. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Nie mogłam jednak usiedzieć na miejscu i poszłam w swoją stronę. Wędrowałam po wyspie nucąc sobie pod nosem. Nogi zaprowadziły mnie nad rzeczkę. Usiadłam na dużym kamieniu, a właściwie głazie i wrzucałam mniejsze kamyczki do wody. Nagle usłyszałam czyjeś przyciszone głosy. Ktoś zbliżał się w moim kierunku. Szybko  wskoczyłam do wody i schowałam się za głazem. Po chwili dwoje ludzi przyszło na miejsce, w którym niedawno byłam. Wytężyłam słuch próbując podsłuchać fragment rozmowy. Rozpoznawałam je, ale nie wiedziałam skąd.
- To ja powinienem ją tam zabrać - powiedział, a raczej warknął jeden.
- Nie! - krzyknął drugi. - Jest tutaj ze mną bezpieczna.
- Na razie - stwierdził leniwie chłopak. - Tam się nią zajmą. Będzie pod dobrą opieką. Tutaj jest wystawiona jak na talerzu.
- Nic jej tu nie grozi - powtórzył drugi. - No chyba, że sama sobie coś zrobi - zaśmiał się. Rozpoznałam śmiech Daniela. Nic z tego nie rozumiem! O co tu chodzi? Rozmawiają niewątpliwie o mnie. No bo kto może tu jeszcze być?!
- Przeszukałem całą wyspę. Nie znalazłem niczego niepokojącego.
- Teraz może i tak, ale już niedługo ją znajdą. Zresztą jej rodzice zgłosili sprawę na policję. Teraz już na pewno wiedzą,  że jej nie ma w Renesved. To tylko kwestia czasu, kiedy ją znajdą. Moonlight Academy  to najlepsze rozwiązanie.
Nastąpiła cisza. Zaczęłam się bać, że zdradzi mnie i moje położenie własny oddech. A jeśli wiedzą, że tu jestem i się przyczajają?
- Zgoda - usłyszałam głos Daniela. Odetchnęłam z ulgą, mimo że wcale nie powinnam. Przecież nie znałam ich zamiarów, wiedziałam tylko, że chcą mnie znowu gdzieś przenieść. Usłyszałam oddalające się kroki. Musiałam zobaczyć kim był ten drugi chłopak. Ciekawość wzięła górę nad strachem przed zdemaskowaniem. Ostrożnie chwyciłam dłońmi skałę i zaczęłam się podciągać do góry. Już mi się prawie udało, kiedy wleciałam z głośnym pluskiem do wody. Byłam tak zszokowana, że wzięłam wdech będąc już w wodzie. Zaczęłam się dusić. Myślałam, że to już koniec. Nie mogłam wypłynąć na powierzchnię. Machałam po omacku rękami, próbując się czegoś chwycić. Niestety nie było czego. Obraz zaczął mi się rozmazywać.
- Nie mogę się poddać! - pomyślałam. Kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. - No dalej!
Nic z tego. Nie mam nawet siły kiwnąć palcem. Patrzyłam tylko jak woda wciąga mnie coraz głębiej i głębiej ....
----------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu dodałam ten rozdział. Chciałam wstawić go już wcześniej, ale miałam problemy z internetem. Przepraszam.
Chciałam polecić drugi blog pewnej dziewczyny, która pisze bardzo ciekawie i strasznie mi się podobają jej oba blogi. Jeden już poleciłam w poprzedniej notatce pod rozdziałem. Dzisiaj chcę polecić drugi ;))
Ronnie jesteś niesamowita!

http://life--guardian.blogspot.com/

2 komentarze:

  1. Wow! Na początku, przyznam się, ja też myślałam, że ona... nie żyje!
    "- Uciekaj! - usłyszałam za sobą. - Nie stój tak!
    Odwróciłam się do niego z uśmiechem na twarzy. Po co ta cała szopka?"
    Rozwaliło mnie to :D A później jakaś akademia... kurcze... pisz! Czekam na cd! :D Gratulacje!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O jak zawsze mnie urzekłaś! Przyznam że zazdroszczę Ci tego jak utrzymujesz cały czas akcję, ja zamiast tego strasznie się rozwlekam ;p Super rozdział! Ten Daniel... pewnie jakiś anioł czy coś w tym stylu. A ta akademia? Będzie tam więcej takich jak Olivia? Ah już nie mogę się doczekać! :) I gratuluję Ci wyobraźni, bo zdecydowania ją masz :*
    Dużo, dużo weny siostro ;p :*
    Ronnie

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś/aś rozdział zostaw po sobie ślad. Jeśli piszesz własnego bloga to wiesz jakie to ważne.
Komentarz= Motywacja