Obudziłam się wcześnie. Była dopiero 5:15. Poszłam w kierunku łazienki żeby się odświeżyć.
Zajęło mi to około 15 minut. Miałam na szczęście w co się ubrać, gdyż często u babci nocowałam. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Zrobiłam lekki make-up i poszłam do kuchni. Zastanawiałam się właśnie co zjeść, kiedy usłyszałam cichy głos mówiący coś w innym języku. Dochodził z ogródka. Ostrożnie ruszyłam w tym kierunku. Ujrzałam babcię siedzącą w środku jakiegoś kręgu. Kręgu z kwiatów. Nie chciałam jej przeszkadzać toteż zaczęłam się wycofywać.
- Witaj, Olivio. - miała zamknięte oczy. - Piękny mamy dziś dzień prawda?
- Tak prawda. - rozejrzałam się dookoła. Słońce już wschodziło, natura budziła się do życia.
- Usiądź koło mnie i nic nie mów.-poleciła. - Teraz zamknij oczy i wsłuchaj się w odgłosy natury. - posłusznie wykonałam polecenie. Usłyszałam ptaki witające nowy dzień, coś szeleściło w gałęziach. Wiewiórki skakały po drzewach. Można to było wywnioskować z radosnych popiskiwań. Moje rozmyślania przerwał Jake.
- Co robicie?
- Wyciszamy się-powiedziała babcia. - Dobrze, że już wstałeś- powiedziała otwierając oczy.
Mój brzuch dawał się ostro we znaki. - Mamy iść do szkoły, prawda?
- Zgadłaś. Kiedy wrócicie pomyślimy co dalej. Tym czasem zjedzcie coś. Jajecznica jest na patelni.
***
W szkole nie mogłam się skupić. Myślałam o mamie. Została porwana? Czy jeszcze żyje? A może jest torturowana ? Potrząsnęła głową i odgoniłam złe myśli. Będzie dobrze.
- Coś się stało? - spytała zatroskana Amy.
- Nie,nic. - nie byłam pewna czy mogę jej powiedzieć, dlatego też nic o tym nie wspomniałam.
Przyjrzała mi się uważnie. Na szczęście zadzwonił dzwonek. Wyszłyśmy z klasy i udałyśmy się w stronę wyjścia.
- Poszłabyś ze mną i Lukiem na spacer. No wiesz...tak dawno nigdzie nie byłyśmy. - Luke to pies Amy. To przez niego omal nie dostałam szlabanu wychodząc z domu przez okno po północy.
- Jasne. A o której?
- O której ci pasuje. Może być o 15?
- Nie mogę, może o 17?
- Okey. Do potem. - i poszła.
***
-Musi gdzieś coś być! - od godziny szukamy czegoś co pomogło by nam w odnalezieniu mamy. To jak szukanie igły w stogu siana. Znudzona usiadłam na krześle i piłam sok bananowy. Myślałam o nadchodzącym spotkaniu z Amelią. Ciężko będzie pozostawić to wszystko w tajemnicy. Rozmawiałam o tym z babcią. Za dużo osób wie. Musiała wytłumaczyć wszystko tacie i Jake'owi. Dziadek też już o wszystkim wie. Ale tu chodziło o mamę. Martwiłam się o nią.
***
-Zrób to !! Zdejmij klątwę. - mężczyzna w średnim wieku pochylał się nad skuloną kobietą.
- Rozkazuje ci !
- A-ale ja nie potrafię !
- Eric ! Chodź tu. - zjawił się stwór z głową lwa, ciałem kozy i ogonem węża.- Zmuś ją do posłuszeństwa. - kobieta wiła się ze strachu. Potwór zbliżył się do niej i rzucił o ścianę. Straciła przytomność.
***
- Dzięki, że zgodziłaś się na spotkanie.
- Nie ma sprawy. - wymusiłam uśmiech. Spacerowałyśmy właśnie ścieżką leśną. Otaczały nas wysokie drzewa. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Na chwilę zapomniałam o problemach. Doszłyśmy do wielkiej skały. Rozejrzałam się.
- Ładnie tu. - powiedziałam.
- Nawet bardzo.
Zerwał się silny podmuch wiatru. Liście wirowały dookoła. Poczułam się bezpiecznie. Dziwnie spokojna. Jak gdyby myśli znalazły ukojenie. Na skale stał biały wilk. Był piękny.
Moje imię to ''Kaminari''- piorun.
Teraz zniknę. Nie potrzebujesz mnie na razie. Ale już niedługo.....- głos się urwał. Kaminari zniknęła. Wiatr ustał.
- Rany, co to był za huragan ? Nic nie było widać. - zaśmiała się Amy. - A ty co tak klęczysz?
- Yy..potknęłam się. - najwyraźniej wiatr zasłonił całe zdarzenie. Uśmiechnęłam się. Tym razem całkiem prawdziwie. Wilczyca wypełniła pustkę, w której byłam pogrążona.
- Chodź. Wracamy już. - powiedziała Amy i ruszyłyśmy leśną ścieżką.
***
* Kilka dni później.
Byliśmy już w domu. Naszym domu. Tata wiedząc o wszystkim wziął wolne w pracy. Siedziałam w swoim pokoju i studiowałam starą książkę z zaklęciami. Byłam już po pierwszej lekcji. Było naprawdę fajnie. Umiem teraz sprawiać, że liście lub piórka lewitują . Oczywiście babcia wspomniała żeby się nie przemęczać. Każde bowiem zaklęcie wymaga energii. Na razie będę się uczyć zaklęć podstawowych, które są właśnie w tej grubej księdze. Przynajmniej mogę choć na chwilę zapomnieć o mamie. Podeszłam do okna. Padało. Założyłam bluzę z kapturem i poszłam się przespacerować. Myślałam znowu o Lauren. Przez te kilka dni od kiedy chodzi do naszej klasy nabrałam dziwnego wrażenia, że coś z nią nie tak.
Szłam ulicą i wpadłam na kogoś.
- Przepraszam - wymamrotałam.
- Nic nie szkodzi. - powiedziała blond włosa dziewczyna. - Chwila...to ty jesteś Olivia ?
----------------------------------------------------------------------------------
6 rozdział z głowy. Mam nadzieję, że się podoba. Jeśli przeczytałeś/aś to zostaw po sobie ślad. Każdy komentarz to motywacja.
rozdział świetny, aczkolwiek króciutki ! :c
OdpowiedzUsuńobserwujemy? zacznij, odwdzięczę się :) Mój blog
jest genialny ! bardzo fajnie piszesz , mega wciąga :)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się , będę zaglądać częsciej :*
+obserwuję
Zapraszam do mnie ; http://normalnienienormalne16.blogspot.com/
i z opowiadaniami ; http://koloroweserca15.blogspot.com/
Naprawdę bardzo podoba mi się twój blog ;)
OdpowiedzUsuńGenialnie piszesz.
Bardzo ciekawe opowiadanie, ale rozdziały takie króciutkie :)
Powodzenia w dalszym pisaniu!!!
Zapraszam również do mnie :
http://www.swiat-karoliny.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń