- Coś mi tu nie pasuje- powiedział wysoki mężczyzna drapiąc się po brodzie. - Powinna już dawno się złamać...Nic z tego nie rozumiem. - spojrzał na kobietę przenikliwie. - Kończy mi się cierpliwość!- wrzasnął, uderzając w stojącą nieopodal zbroję, która z łoskotem padła na ziemię. Czy ta czarownica ma dzieci?- zwrócił się do syna.
- Tak, ma. - odparł obojętnie.
- Sprowadź mi je- nakazał mężczyzna uśmiechając się złośliwie.- Może się ugnie, kiedy jej dzieciom będzie grozić niebezpieczeństwo. - spojrzał na kobietę z mściwą satysfakcją. Siedziała skulona w kącie cicho pochlipując. Po chwili wstała i ruszyła chwiejnie w jego stronę. - Zrobię to co mi kazałeś chociaż nie widzę w tym najmniejszego sensu - powiedziała bezbarwnym głosem.
- Jak miło. Eric, wracaj! Nasza wiedźma poszła po rozum do głowy. - zadowolony klasnął w dłonie.
Po wielu próbach kobiecie nie udało się. Mężczyna był wściekły. Głęboko się zastanowił. W końcu rzekł- To nie jest czarownica. Jak mogłem tego nie zauważyć?!- podszedł do kobiety i uderzył ją z całej siły w twarz. - Ty kłamliwa...- nie dokończył. Doznał nagłego oświecenia. - Eric'u, powiedziałeś mi, że w tamtym domu wyczuwasz dziwną energię - powiedział.
- Tak było. Jestem pewien - odparł nonszalancko.
- Zapomnieliśmy o jednym szczególe- powiedział bardziej do siebie niż do syna.- W tym domu nie mieszka tylko ta kobieta. Czy ktoś jeszcze był tam, kiedy ją porwałeś?- zapytał z ekscytacją.
- Jej córka-padła krótka odpowiedź.
- W końcu do czegoś dochodzimy- uśmiechnął się, biorąc spory łyk wina.- Sprowadź mi ją- nakazał.- Żywą.
***
Droga do babci dłużyła mi się niemiłosiernie. Zaczęłam się niecierpliwić. Nie pomagał fakt, że zrobiło się strasznie zimno. Na dodatek miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Przyspieszyłam. Chciałam jak najszybciej znaleźć się u babci. Mijałam puste ulice. Nie dziwię się, że ludzie wolą siedzieć w domu niż marznąć na dworze. Niebo zrobiło się ciemne. Chyba będzie padać.
Weszłam do środka. Ściągnęłam przemoczone buty. Niestety deszcz zdążył mnie złapać, byłam mokra i zziębnięta.
- Zaparzę herbaty- zaproponowała babcia, udając się do kuchni. Skinęłam głową. Po chwili przyniosła gorący napój.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć- podeszłam do kominka. Opowiedziałam jej o swoim śnie i rozmowie z Kaminari. Kiedy skończyłam, babcia podeszła do okna.
- Kim jest Kaminari?- spytała biorąc Midnight na ręce.
- Wilczycą. Moją opiekunką-odparłam z uśmiechem. - Znalazła mnie podczas spaceru z Amy, w parku-wyjaśniłam.
- Wilk?- zdziwiła się babcia.
- Co w tym dziwnego?- spytałam trochę oburzona reakcją babci.
- To bardzo rzadki opiekun. Symbolizuje niezależność i siłę. Jako podopiecznego wybiera osobę o wielkiej mocy. Zazwyczaj jest to ktoś zły. Zdarzały się oczywiście wyjątki, ale w tych czasach wilk uważany jest za symbol zagrożenia, zła, a w szczególności sił mrocznych i dzikich- odpowiedziała marszcząc brwi. - Jestem na prawdę zaskoczona, że jest twoim opiekunem.
- A co z tym snem?- spytałam cicho. - Myślisz, że mogła to być wizja?
- Jak najbardziej. Jesteś silnie związana ze swoją mamą. Dzięki temu możesz wniknąć do jej umysłu. Jestem jednak trochę przerażona tym jaką mocą dysponujesz. Nawet dorosła czarownica ma z tym problem - stwierdziła i przytuliła mnie mocno. - Czuję, że wydarzy się wkrótce coś strasznego- szepnęła. - I będzie to miało związek z tobą - dodała.
***
Wróciłam do domu. Zjadłam kolację i poszłam do swojego pokoju. Położyłam gitarę na swoim miejscu. Głęboko westchnęłam i wyciągnęłam spod poduszki księgę zaklęć. Kiedy wychodziłam od babci, poleciła mi przejrzeć ją. Musiałam umieć się jakoś bronić.
W końcu znalazłam coś co mogło mi się przydać '' Impendimento'' zaklęcie spowalniające atakującego. Było jeszcze wiele innych, ale wolałam skupić się na razie na tym jednym. Było trochę skomplikowane, ale po godzinie zaczęłam rozumieć jak je rzucić. Potrzebowałam tylko kogoś na kim mogłabym poćwiczyć. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Otwarte- powiedziałam chowając pospiesznie księgę. Do pokoju wszedł Jake.
- Jak się czujesz?- spytał.
- Nie jest źle- odparłam.- Możesz mi się na coś przydać- uśmiechnęłam się złośliwie.
- Mam się bać?- spytał zdezorientowany wkładając ręce do kieszeni.
- Nie, spokojnie. Nie będzie chyba bolało- starałam się go pocieszyć.
- Chyba?! Żartujesz prawda? - zaśmiał się histerycznie przeczesując włosy palcami. Mój uśmiech mówił wszystko. Spojrzał na mnie przerażony. Nie mogłam powstrzymać śmiechu.
***
- Impendimento ! - krzyknęłam po raz wtóry wyciągając rękę do przodu. Skuliłam się ze śmiechu. Brakowało mi tchu. Cofnęłam zaklęcie i Jake wylądował na podłodze.
- Zabiję cię ! - wrzasnął i rzucił się w moją stronę. Nadal nie przestając się śmiać rzuciłam zaklęcie ponownie. Tym razem nie wyszło. No trudno. Mina Jake'a była bezcenna. Do ogrodu wszedł tata.
- Nie za dobrze się bawicie? - spytał trzymając w ręce puszkę piwa. - Oliwka daj już mu spokój- nakazał. Posłuchałam i weszłam do domu. Skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam długi, odprężający prysznic i położyłam się spać.
Nie śniło mi się nic nadzwyczajnego. Całe szczęście. Około 2 w nocy dostałam sms'a od Amy.
Byłam na nią wściekła. Wzięłam telefon do ręki przeczytałam sms'a. Zamknęłam oczy. Morfeusz szybko wziął mnie w swoje ramiona.
Obudziłam się o 7:30. Wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i pognałam do łazienki. Szybko się umyłam i ubrałam. Nie zdążyłam zjeść śniadania. Niestety. W pośpiechu ubrałam buty i nałożyłam bluzę, po czym pognałam na autobus. Odjechał mi sprzed nosa. Co za pech! Byłam wściekła. Zamierzałam ruszyć piechotą, kiedy usłyszałam znany mi głos :
- Podwieźć cię może? - spytał Matt podając mi kask.
- Czemu nie?- usiadłam za nim. Nie bardzo wiedziałam czego się trzymać. Matt też to chyba zauważył, bo powiedział - Złap mnie w pasie - niezręczna sytuacja. Trochę się wahałam, ale ostatecznie chwyciłam go i ruszyliśmy. Jechaliśmy dość szybko, więc objęłam go dość mocno. Zaczął się śmiać. Wolałam się nie odzywać. W końcu zajechaliśmy na miejsce. Na dziedzińcu stała Amy. Tego się właśnie obawiałam. Patrzyła to na mnie to na Matt'a. Poczułam, że się rumienię.
- Nie ma za co - powiedział Matt mierzwiąc włosy.
- Dziękuję - powiedziałam nerwowo, bawiąc się bransoletką.
- To do zobaczenia - posłał mi uroczy uśmiech na co zarumieniłam się jeszcze bardziej.
Ruszyłam w stronę Amelii. W myślach już widziałam jak mnie atakuje pytaniami. Westchnęłam. To będzie długi dzień.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję za porady pod ostatnim rozdziałem. To dla mnie dużo znaczy. Jeśli jest jakiś błąd to proszę o napisanie go w komentarzu.