piątek, 25 lipca 2014

[16] Moonlight Academy

*Daniel*
- Co to było? - spytałem.
- Nie mam pojęcia. Pewnie jakaś ryba, czy coś... - powiedział wzruszając ramionami. Ominąłem go i zajrzałem w głąb wody. Ujrzałem coś na kształt dłoni. Wysiliłem się bardziej i zobaczyłem blondwłosą dziewczynę, o której właśnie rozmawialiśmy. Jeśli można to było nazwać rozmową. Bez chwili wahania zrzuciłem z siebie T- shirt i wskoczyłem do wody. Jak widać zdążyłem bo kiedy tylko ją wyciągnąłem z wody otworzyła oczy.
- Czy nie można cię choć na chwilę zostawić samą?!? - spytałem z wyrzutem. Spojrzała na mnie z nieopisanym wyrazem twarzy.
- Skoro już tu jest to może zdecydować, gdzie zostanie - na dźwięk jego głosu ciało dziewczyny zadrżało.
- Nathan? - wyszeptała.
- We własnej osobie - powiedział z szerokim uśmiechem.

* Olivia*
     Kilka dni później siedziałam na piasku i podziwiałam daleki horyzont. W oddali nie było widać żadnego statku. Czy ja się kiedykolwiek stąd uwolnię?
- Wiem, że wolałabyś to przemyśleć, ale czas nas nagli - powiedział Nathan siadając koło mnie.  Głęboko westchnęłam. - A co będzie rozsądniejsze? - spytałam.
- Akademia będzie bezpieczniejsza, jeśli o to ci chodzi - oboje wiedzieliśmy, że nie w tym rzecz. Na chwilę umilkłam wsłuchując się w szum fal.
- Co byś wybrał będąc na moim miejscu? - Przerwałam ciszę. Odwrócił głowę w moją stronę, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy.
- Wybrałbym akademię - powiedział bez wahania. Czekałam aż rozwinie swoją wypowiedź. - Miałabyś tam ochronę i byłabyś bezpieczna. Nie zniósłbym myśli, że coś ci grozi.  Dlatego wybierz właśnie tę opcje,proszę - jego pełne troski spojrzenie przeszywało moją duszę na wylot.
- Kim jesteś? - spytałam w końcu. Nie od razu odpowiedział.
- Jestem tu po to by cię chronić.
- Ale...- urwałam bowiem zauważyłam, że nic więcej na ten temat mi nie powie.
- A Daniel? Czy on...
- Jest aniołem? - zaśmiał się. - Nie. Jest moim ... przyjacielem. Poprosiłem go żeby miał na ciebie oko. A te skrzydła, które widziałaś to tylko iluzja. Zaklęcie zamroczenia.
- Więc Daniel jest czarodziejem, tak? - odpowiedział skinieniem głowy.
- To..czym ty jesteś?  - spytałam.
- Tego nie musisz na razie wiedzieć- powiedział z tajemniczym uśmiechem. No cóż, ta odpowiedź musiała mnie zadowolić. Na razie.
         Nie trudno się domyślić co wybrałam. Wolę uczyć się w jakiejś akademii niż żyć jak jakiś dzikus na wyspie. O zmroku spotkaliśmy się przy pamiętnej rzeczce, tej do której wpadłam.
- Ok. Nie mam wpływu na twoją decyzję. Miejmy nadzieję, że postępujesz słusznie - powiedział Daniel. - Złapcie mnie za rękę.
Potworne szarpnięcie w okolicach żołądka i  bum. Jesteśmy na jakiejś łące. Spojrzałam pytająco na Nathan'a. Objął mnie ramieniem i delikatnie odwrócił.
- Ojej.
Przed moimi oczami stał zamek. Łudząco przypominał Hogwart. Znajdował się na skale otoczonej jeziorem. Niedaleko rósł ogromny las. Nie był jednak mroczny jak Zakazany Las z Harry'ego Potter'a.
Jako mała dziewczynka zawsze wyobrażałam sobie, że otrzymuję list z przyjęciem do szkoły magii i czarodziejstwa. Chodząc z rodzicami na spacery szukałam patyka, który przypomina różdżkę i bawiłam się, że walczę z Lordem Voldemortem. Oczywiście zawsze wygrywałam, a moim Voldemortem był Jake. Uśmiechnęłam się na wspomnienie o tym.
- Robi wrażenie, nie? - szepnął mi do ucha Nathan. Mimowolnie zadrżałam. Przerwał moje wspomnienie, ale nie jestem na niego zła. W końcu to Nathan. Właśnie...ale kim on jest?
- Chodźcie - zawołał Daniel. Posłusznie ruszyliśmy w jego stronę. Przed wejściem, a były nim ogromne drzwi, zatrzymaliśmy się.
- Gotowa?
- Nie, ale czy mam inne wyjście?
          Szliśmy po długich, krętych schodach. Na ścianach jak się spodziewałam wisiały obrazy. Niezwykłe obrazy. Przedstawiały wydarzenia sprzed wieków. Zaciekawiły mnie, choć nie jestem specjalnie zafascynowana historią. Podeszłam bliżej. Były namalowane jak za sprawą czarodziejskiej ręki. Ale co tu się dziwić? W końcu to szkoła dla czarodziei. Wyciągnęłam rękę żeby dotknąć płótna. Obraz był gładki w dotyku. Wodziłam palcem po jego konturach. Niespodziewanie moja ręka wtopiła się w obraz. Po prostu .. zniknęła?
- Olivia Leander - bardziej stwierdziła niż spytała kobieta w spiczastym kapeluszu. Ubrana była w długą, zieloną pelerynę, która niemal zakrywała jej stopy. Była szczupła i miała bladą cerę. Cofnęłam szybko rękę. Na szczęście wyszła z obrazu tak szybko jak się tam znalazła. 
- Tak, to ja - powiedziałam cicho,nie wiedząc czy było to pytanie retoryczne.
- Witaj Nathan'ie, Strażniku północy - powiedziała. - I ty Danielu.
- Witaj Alais - odpowiedzieli jednocześnie.
- Co was tu sprowadza?
- Możemy porozmawiać w cztery oczy? - spytał Daniel.
- Dobrze, zapraszam do mojego gabinetu.
       Niestety nie mogłam wejść, więc zostało mi czekanie. Rozmowa się dłużyła . Zaczęłam się przechadzać po korytarzu. Minęłam zakręt i zobaczyłam brunetkę obściskującą się z jakimś chłopakiem. Zachowywali się tak jakby byli sami. Odniosłam wrażenie, że mają w dupie to czy ktoś ich zobaczy. Dziewczyna wpijała się mu w usta z coraz większym żarem. Zdecydowanie nie powinno mnie tu być. Postawiłam krok w tył. W tym samym momencie drzwi gabinetu otworzyły się. Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w tamtą stronę.
- Witamy w Moonlight Academy, Olivio Leander. Jestem profesor Alais, będę twoją mentorką. Nasza akademia kształci zarówno magów jak i łowców. Ty należysz do klasy magów. Jeśli będziesz potrzebować mojej pomocy wiesz gdzie mnie szukać. A teraz możesz  wybrać imię, które będziesz nosić lub możesz zostawić też te, które już masz - powiedziała kobieta. Imię? Od dziecka nie podobało mi się moje imię. Było zbyt pospolite. Zawsze marzyłam o jednym imieniu.
- Vivian.
- Dobrze więc, Vivian, Lilith cię oprowadzi - powiedziała wskazując drobną dziewczynę o długich włosach. Ta również miała bladą cerę, ale wyglądała przy tym anielsko. Jej twarz była nieskazitelnie czysta. Jak u anioła. Uśmiechnęła się do mnie, wyciągając rękę. Uścisnęłam ją.
- Is deas liom bualadh lead, Vivian - powiedziała nieznanym mi językiem. Spojrzałam na moją mentorkę, ale ta się tylko uśmiechnęła.
- To znaczy, "Miło cię poznać" - wyjaśniła melodyjnym głosem dziewczyna.
- Zaprowadzę cię do twojego pokoju.
       Weszłam do środka. Rozejrzałam się. Pokój wyglądał jak każdy inny szafki, łóżko, łazienka, ale miał w sobie coś magicznego.
Moją uwagę zwrócił balkon. Chwilę potem przyglądałam się temu, co kryło się poza zamkiem. Zaparło mi dech w piersi.
- Jak tu pięknie - wyszeptałam. Moje oczy napawały się tym widokiem. Poza budynkiem znajdował się przepiękny ogród. Rosły tam chyba  najpiękniejsze kwiaty, drzewa i krzewy jakie w życiu widziałam.  Po środku ogrodu znajdowała się duża, biała altana. Nie mogłam z siebie słowa wydusić. To miejsce przypomina eden.
- Maidir le dinnéar.
- Mhór, a ligean ar dul anois - powiedziała moja przewodniczka. Weszłam do pokoju.
- O co chodzi?
- Wzywają nas na kolacje - powiedziała z uśmiechem.
                                                                        ***
- Kochanie uspokój się - powtórzyłem po raz kolejny. - Znajdą ją. Znajdą...
- To wszystko przez te czary mary - powiedziała ze złością Margaret. - Gdyby moja mama nie opowiedziała jej tego wszystkiego była by tu teraz z nami cała i zdrowa. Nie wierzę żeby sama uciekła.
- Gdybym jej tego nie powiedziała byłoby tylko gorzej - warknęła staruszka, wchodząc do pokoju. Usiadła przy stole.
- Nie można było temu jakoś zapobiec? Wyleczyć ją z tego? - spytała z wyrzutem moja żona.
- To nie choroba! - prychnęła staruszka. - Nie da się przed tym uciec.
- Mogłaś chociaż spróbować. To, że ty jesteś wiedźmą nie znaczy, że ...
- O nie, nie. Wydaje mi się, że zazdrościsz jej tego. Nie możesz pogodzić się z myślą, że twoja córka otrzymała dar o jakim zawsze marzyłaś - fuknęła staruszka, podnosząc się z krzesła. Margaret poczerwieniała na twarzy. Otworzyła usta, by wydobyć z nich potok obraźliwych słów, ale przerwało jej pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie.
- Pójdę otworzyć - powiedziałem. W drzwiach stał młody chłopak obdarzając  mnie chłodnym spojrzeniem. - Mogę w czymś pomóc? - spytałem. Chłopak bez słowa minął mnie i wszedł do środka. Zdziwiony jego zachowaniem zamknąłem drzwi. - Przepraszam bardzo, ale wydaje mi się ... - nie skończyłem, gdyż ów młodzieniec warknął: - Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o waszej córce radzę okazać więcej uprzejmości - Pozwoliłem mu wejść do salonu. Żona i jej matka patrzyły na mnie pytająco.
- Vivian - zaczął. - Znaczy, Olivia - wyjaśnił. - Jest teraz w bezpiecznym miejscu...- spojrzałem z ukosa na żonę. Chciała coś powiedzieć. Najwyraźniej chłopak też to zauważył, gdyż powiedział : - Żadnych pytań - zrezygnowana opadła na fotel.
- Niestety miejsca jej pobytu nie mogę wam zdradzić - kontynuował. - Nie możecie się z nią kontaktować, ale mogę was zapewnić, że jest pod dobrą opieką. Na świecie dzieją się teraz dziwne rzeczy, o których zwykli śmiertelnicy nie mają pojęcia. Przeznaczeniem Vivian jest ocalenie ludzkości,  świata. Może brzmi to jak w jakimś filmie, ale to czysta prawda. Dlatego też muszą państwo się pogodzić z tym, że los Vivian nie będzie już od was zależał. Być może już jej nie zobaczycie. Musicie żyć dalej własnym życiem i zapomnieć o niej. Pamięć wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek słyszeli coś o Olivii została wyczyszczona. Nie będą już o niej pamiętać.  Jeśli obiecacie, że nie będziecie używać jej imienia lub wspominać czymkolwiek o niej to nie stanie się z wami to samo - umilkł, czekając na naszą odpowiedź.
- Nie możesz nam tego zrobić. Olivia istniała i istnieje nadal w naszym życiu - odezwała się staruszka.
- Nie na długo. Czy ważniejsze jest dla was życie córki, czy też jej śmierć?! - spytał poirytowany chłopak.
- Życie - powiedziałem cicho. Wstałem i zwróciłem się do blondyna. - *Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.
                                                     ^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

     Po kolacji, która była absolutnie niesamowita, szłam schodami do pokoju. Towarzyszyła mi Lilith. Nadal nie mogłam przywyknąć do jej urody. Zazdrościłam jej tych długich, ciemnych loczków. Zauważyła, że się jej przyglądam i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem.
- Jesteś ciekawa kim jestem? - spytała. Przytaknęłam jej.
- Jestem łowcą - powiedziała.
- Kim jest łowca?
- Mówi się po prostu, że jesteśmy ... no powiedzmy czymś w rodzaju elfów. Tyle, że nie mieszkamy w lesie i nie nie mamy spiczastych uszów. - wyjaśniła, pokazując swoje uszy, śmiejąc się przy tym. Wpatrywałam się w nią z głębokim zdziwieniem. Elf? To wyjaśnia jej urodę. Gdybym powiedziała to rodzicom, pewnie by nie uwierzyli.
- Chcesz być moją przyjaciółką? - spytała.
- Jasne - powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Przyda mi się wsparcie.
       Słońce zaszło, księżyc zawitał na niebie. Wpatrywałam się przed siebie myśląc o tym, jak będą wyglądały lekcje. Lilith mówiła, że są ciekawe i trochę się różnią od zwyczajnych akademii. Pocieszający fakt.
- Is é an rud iontach an áilleacht de sholas na gealaí - powiedziała Lilith. Zwróciłam głowę w jej stronę. - Czy tutaj wszyscy posługują się tym językiem?- spytałam.
- Tylko łowcy - odparła. Przez chwilę chciałam wiedzieć jak to jest być właśnie łowcą , choć przyznam nazwa "elf" bardziej mi się podoba. Nie to, że nie chce być czarodziejką. Lubię to kim jestem. To mrowienie w palcach, kiedy rzucam zaklęcia, magia. To sprawia, że jestem szczęśliwsza. Chciałam się dowiedzieć od Lilith jak to jest być łowcą, ale już jej nie było. Zastanawiałam się dokąd poszła. W tym właśnie momencie usłyszałam głos, na który wszystkie komórki mojego ciała zamierają. 
- Jeszcze nie śpisz? 
- Nathan - wydukałam i rzuciłam mu się na szyję. Odwzajemnił uścisk.
- Czemu zawdzięczam tak miłe powitanie? - spytał ze śmiechem.
- Tęskniłam - odparłam. Te kilka dni na wyspie zbliżyło nas do siebie. Dużo rozmawialiśmy i czuję, że mogę mu zaufać. Jestem przy nim bezpieczna.Mimo, że nie widziałam go tylko kilka godzin, tęskniłam.
- Co cię tu sprowadza?
- Chciałem ci powiedzieć dobranoc - powiedział uśmiechając się przy tym niewinnie. - Jak ci się tu podoba?
- Jest..pięknie - wyszeptałam. Nagle posmutniałam. Nie wiem czemu pomyślałam o Ameli. Ona tego nie zobaczy. Nie dowie się o istnieniu elfów, nie będzie mogła się cieszyć tym, czym ja się cieszę.
- Hej, o co chodzi? - spytał unosząc mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia na niego.
- Z pewnymi stratami człowiek nie jest w stanie pogodzić się nigdy - powiedziałam. Przytulił mnie mocno. Rozumiał co mam na myśli. Byłam mu wdzięczna o to, że nie powiedział tego na głos. 
- Dziękuję - szepnęłam.
- Nie ma za co dziękować, od tego jestem - powiedział uśmiechając się słodko. Odpowiedziałam mu tym samym, ale choć bym nie wiem jak się starała mój uśmiech nigdy nie będzie taki uroczy.
- No dobra, idź już się położyć i nie myśl już tyle.
- Nie da się o tobie nie myśleć - pomyślałam. - Dobranoc, Nate.
- Dobranoc - powiedział. Zamknęłam za nim drzwi i poszłam w stronę łóżka. Czas najwyższy się położyć. Jutro zaczynam zajęcia, nie mogę zaspać. 
_____________________________________________________________
* - zdanie z "Zemsty"
Hej, hej :)
Jak mijają wakacje? Moje są świetne. Spędzam już drugi tydzień w Dublinie i jestem zachwycona tym miastem.  Przepraszam, że rozdział tak długo się nie pojawiał, ale sami wiecie..WAKACJE.