sobota, 10 maja 2014

[14] Zmierzch demonów.

    Następnego dnia wstałam wcześnie. Wszyscy jeszcze spali. Postanowiłam doprowadzić się do porządku i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najgorzej. Humor mi dziś dopisywał, zresztą była słoneczna pogoda. Z uśmiechem na twarzy weszłam pod prysznic. Następnie ubrałam się i zrobiłam lekki make-up.

- Muszę się dzisiaj spotkać z Laurel - pomyślałam.
Wyciągnęłam spod poduszki telefon i napisałam jej krótkiego sms'a, na który niemal natychmiast odpisała.
Wolnym krokiem ruszyłam do kuchni żeby przygotować śniadanie wszystkim domownikom. Dawno tego nie robiłam, więc nie wiedziałam co wszyscy lubią. Zastanowiłam się chwilę i wybrałam naleśniki. Chyba będzie im smakowało. Przygotowałam potrzebne składniki i włączyłam radio. Akurat leciała piosenka zespołu "  The Fray"  , którą dobrze znałam.


"  If I don't say this now I will surely break
As I'm leaving the one I want to take
Forgive the urgency but hurry up and wait
My heart has started to separate"...

Zabrałam się za naleśniki nucąc tekst piosenki. Właśnie kończyłam nakładać do stołu, kiedy w kuchni pojawiła się mama.
- Dzień dobry - powiedziałam z wielkim bananem na ustach.
- Dzień dobry - powiedziała ziewając. - Widzę że ktoś tu ma dobry humor - usiadła  przy stole kołysząc się w rytm piosenki. Niedługo potem do kuchni przyszedł tata. Zajął miejsce koło mamy i pocałował ją w policzek. Zachichotała i spojrzała na mnie nieco zmieszana. Odwróciłam się tłumiąc śmiech. Po pojawieniu się mojego brata zabraliśmy się za jedzenie. Sądząc po ich minach to  chyba im smakowało. Po śniadaniu, każdy zajął się swoimi sprawami. Do spotkania z Laurel miałam jeszcze trochę czasu, więc poszłam do siebie. Było tak duszno, że otworzyłam szeroko okno.
- Od razu lepiej - stwierdziłam. Chwyciłam gitarę i zaśpiewałam piosenkę James'a Arthur'a "  Impossible"  . Znany przebój, ale bardzo lubię tę piosenkę. Chwyty na gitarę nie były trudne, więc stopniowo grało mi się coraz lepiej. W końcu zapomniałam o bożym świecie i oddałam się słowom piosenki.
Śpiewałam jak zaczarowana. Sprawiało mi to przyjemność. Rozkręciłam się na max'a i zrobiłam takie wokalizy, że byłam z siebie dumna. Po tej piosence zagrałam jeszcze jedną, i jeszcze jedną...W sumie śpiewałam w akompaniamencie gitary 2 godziny.
- Jak szybko zleciało - powiedziałam do siebie odkładając gitarę. Czas  na spotkanie z Laurel. Nie powiem, trochę się bałam. No, ale cóż...do odważnych świat należy!
                                               ***
Mama poszła do swojej przyjaciółki, tata do pracy, a Jake na trening. Zostałam więc sama. Lada chwila może przyjść Laurel. Dla odprężenia chciałam obejrzeć jakiś film. Udałam się do kuchni żeby zrobić popcorn i nalać sobie zimną colę. Przechodząc przez salon zauważyłam coś strasznego.
Na żyrandolu wisiał kot. Był martwy. Z jego ciała sączyła się krew. Miał wydłubane oczy i przecięty brzuch...
 Zgięłam się wpół i zwymiotowałam na dywan. Poczułam czyjś wzrok na sobie. Poderwałam się i wyciągnęłam rękę przed siebie gotowa użyć zaklęcia. W drzwiach stała Laurel. Zmroziłam ją wzrokiem.
- To ty, prawda?!!
Cisza.
- Odpowiedz!! - nakazałam.
- Nie, to było zanim tu przyszłam- powiedziała cicho.
- Nie wierzę ci. Zabijasz niewinnych ludzi, więc czym jest dla ciebie zabicie jakiegoś kota?!
- Pomyśl racjonalnie. Po co miałabym go zabijać? Ten kto to zrobił musiał mieć powód - powiedziała podchodząc do mnie. - Nie jestem taka jak myślisz. Potrafię nad tym....nad rządzą krwi zapanować..
- Właśnie widziałam- powiedziałam ironicznie.
- Olivia! Ja się naprawdę staram uwierz mi. Poza tym nie zabijam ludzi - powiedziała siadając na kanapie.
- Jak to nie zabijasz?
- Nie jestem takim Damon'em z "  Pamiętników wampirów" . Przez ten długi czas nauczyłam się to kontrolować. Kilka ostatnich wieków próbowałam przerzucić się na krew zwierzęcą. Muszę przyznać, że nawet mi to wychodzi - odetchnęłam z ulgą słysząc, że Laurel nie jest tego typu wampirem za jakiego ją uważałam. Mimo to nadal jej nie ufałam.
- Skoro nie zabijasz ludzi, to dlaczego mnie zaatakowałaś?!! - naskoczyłam na nią.
- Byłam wtedy na głodzie. W lesie zaczęło coś polować i wypłoszyło zwierzęta. Zaraz po tym jak .... stało się to w kawiarni wróciłam do domu. Mama dała mi torebkę krwi ze szpitala. Dopóki "  to coś"   nie wyniesie się z lasu będę musiała się tym pożywiać, ale uwierz mi...nie skrzywdziłam człowieka od bardzo dawna....- powiedziała patrząc na mnie. - Wierzysz mi?
Nic nie powiedziałam tylko przytuliłam ją mocno. Zdjęłyśmy kota, ale zanim to uczyniłyśmy zrobiłam zdjęcie żeby pokazać babci. Nadal bałam się tu przebywać, ale z Laurel było mi raźniej. Obejrzałyśmy jakąś komedię dla rozluźnienia atmosfery. Opowiedziałam jej w między czasie o sobie. O darze, którym zostałam obdarzona, o babci, o Kaminari, o tym jak bardzo tęsknię za Amelią. O wszystkim. Tego dnia się do siebie zbliżyłyśmy. Czułam, że mogę jej zaufać.
                                                                       ***
Laurel poszła do domu, a ja zabrałam się za sprzątanie przed powrotem rodziców. Czułam się dziwnie w tym domu, więc postanowiłam pobiegać. Przebrałam się, związałam włosy i wyszłam na dwór.
     Muszę przyznać, że kondycję mam po prostu do bani. Zatrzymałam się by trochę odpocząć. Kiedy uspokoiłam serce wstałam i biegłam dalej.
Mijałam boisko do kosza, kiedy przed moimi oczyma przeleciało coś dużego.
- Ej ty! Podaj piłkę!! - usłyszałam. Na boisku stało 5 chłopaków wpatrujących się we mnie. Jeden z nich podszedł bliżej. Oddałam mu piłkę, ale ten dalej mi się przyglądał.
- Cześć. Jestem Nathan - powiedział wyciągając do mnie rękę. Uścisnęłam ją niepewnie. Powinnam mu odpowiedzieć, ale był taki ładny, że odebrało mi mowę. Patrzyłam na niego nie puszczając jego dłoni. Uśmiechnął się do mnie.
- A ty? - spytał.
- Jestem Olivia - powiedziałam zmieszana puszczając szybko jego rękę.
- Ładnie śpiewasz - powiedział pokazując mi szereg białych zębów.
- .... - skąd mógł wiedzieć jak śpiewam??!
- Przechodziłem pod twoim oknem i usłyszałem - wyjaśnił. Zarumieniłam się.
- Nate! Gramy czy nie? Co tak tam stoisz?? - krzyknął jeden z jego kolegów. Poczułam chęć uduszenia go. Ku mojemu zdziwieniu chłopak odrzucił im piłkę i spytał mnie czy może ze mną biec. Kiwnęłam tylko głową.
                                                                     ***
   Zaczęłam żałować, że się zgodziłam, gdyż okazało się, że Nathan ma świetną formę i ani trochę się nie zmęczył. Ja za to ledwo nogami ruszałam, ale nie poddawałam się nie chcąc wyjść na mięczaka.
- Może zrobimy sobie przerwę? - zaproponował patrząc na mnie. Zrobiło mi się głupio na myśl jak wyglądam.
- Okey - powiedziałam ledwo łapiąc oddech. Nie myśląc wiele położyłam się na trawie twarzą do ziemi. Usłyszałam śmiech.
- Widzę, że dopiero zaczynasz - stwierdził. - Nieźle ci idzie jak na początek - dodał kładąc się koło mnie. Kiedy udało mi się dojść do siebie wstałam. Nathan bacznie mnie obserwował.
- Wiesz co? Pójdę już chyba do domu. Nie dam rady przebiec nawet metra - powiedziałam uśmiechając się.
- Odprowadzę Cię.
- Nie, nie trzeba. Do zobaczenia - pomachałam mu na pożegnanie.
Zawróciłam w stronę domu. Na szczęście nie miałam daleko. Cieszyłam się z tego faktu. Nie wiem czy zdołałabym iść jeszcze dalej niż mam do przebycia. Zastanawiam się czy jest jakieś zaklęcie na teleportacje...Przydałoby się.
- Zaczekaj! - usłyszałam. Rozpoznałam głos Nathan'a. Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy.
- Dasz mi swój numer?
                                                                       ***
   
    Leżałam w swoim łóżku. W wieży leciała spokojna muzyka. Wsłuchiwałam się w nią. Byłam odprężona. No oczywiście nie licząc bólu mięśni. Mimo to jestem z siebie dumna, że udało mi się tyle przebiec. Wyszło mi to na dobre. Szczególnie dlatego, że poznałam przystojnego chłopaka, taki tam szczegół. Jestem ciekawa co powie Kathy jak jej powiem. Albo co by powiedziała Amelia? Pewnie skakałaby z podniecenia. Uśmiechnęłam się smutno. Tak bardzo mi jej brakuje....

..."When you walk away
I count the steps that you take
Do you see how much I need you right now?"..

Myślałam o dzisiejszym dniu. Sprawa z Laurel się rozwiązała, ale nadal czuję niepokój przez tego kota. Odtworzyłam w myślach tą chwilę, w której go zobaczyłam. Muszę jak najszybciej powiedzieć o tym  babci...
Swoją drogą to Nate jest naprawdę ładny. Żałuję tylko, że nie zrobiłam mu zdjęcia.
    Już usypiałam. Nagle wieża się wyłączyła. Zdziwiłam się, ale nie chciało mi się sprawdzić co było tego przyczyną. Byłam wykończona. Kończyny odmawiały mi posłuszeństwa więc dałam sobie spokój. Powinnam zrobić coś ze swoją marną kondycją. Wkrótce potem zasnęłam.
- Olivia....- usłyszałam. - Oliviaaa - myślałam, że to w śnie, ale słysząc donośny śmiech przerażona stwierdziłam, że jednak nie.
- Olivia, Olivia, Olivia
 Otworzyłam gwałtownie oczy. Okno otworzyło się z głośnym hukiem. Powiał mroźny wiatr. Wyskoczyłam z łóżka.
- Olivia - ktoś szeptał moje imię coraz głośniej. Dźwięk roznosił się po całym pokoju. Poczułam ostry ból w skroni. Upadłam na podłogę trzymając się za głowę. Ból był coraz silniejszy. Wzrastał wraz z szeptami, które przerodziły się w krzyki. Rozejrzałam się.
- Mój Boże - szepnęłam.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki.
Postanowiłam dodać go wcześniej. Mam nadzieję, że Was nie znudziłam. W zakładce "Bohaterowie" dodałam zdjęcie Nathan'a. Zainteresowanych zapraszam.
PS. Polecam bloga http://catch-up-the-dreams.blogspot.com/
Jest naprawdę świetny ;))

poniedziałek, 5 maja 2014

[13] "W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. "

- Wszystko mam już za sobą. Nie będzie więcej strachu ani szarpaniny nerwów.. Jestem sama na wyspie. Sama z dziewięcioma trupami... Ale co z tego? Żyję. Już...nie będę się bała. - szłam jak automat. W tle było słychać ciche szepty.
                           
                              Jedno małe Murzyniątko
                              Poszło teraz w cichy kątek
                              Gdzie się z żalu powiesiło
                              Ot, i koniec Murzyniątek. 

Zbliżał się koniec. Weszłam na krzesło, patrząc przed siebie jak lunatyczka. Założyłam pętlę na szyję... Wsłuchiwałam się w słowa wierszyka, gdy nagle usłyszałam:
                             
                                Jedna mała czarownica
                                Nie spełniła woli pana
                                Zamiast tego Mu uciekła
                                I spotkała ją za to kara.
                                Dziewczę o płowych włosach umrzeć musiało
                               Aby przypieczętować to co stać się miało
                              Nic nie powstrzyma władcy mroku
                             Zginie pogodna dusza mieniąca się słońcem.
                             W kałuży krwi, szkła i papieru.

Zapaliło się światło. Pani Morgan szła w moją stronę z uniesionymi rękami.
- Brawo! Olivio to było naprawdę świetne....
Nie słuchałam jej. W głowie rozbrzmiewały mi owe dziwne szepty. Byłam zbyt przerażona żeby okazać jakikolwiek entuzjazm dobrze zagraną rolą. Stałam wpatrując się tempo w podłogę. Przestraszyłam tym chyba panią Morgan.
- Olivia kochanie, co się stało? - popatrzyła na mnie czule. - Źle się czujesz?
Moje milczenie wzięła za odpowiedź twierdzącą, gdyż kazała jednej z uczennic zaprowadzić mnie do szkolnej pielęgniarki.
- Nic mi nie jest. Czuję się ...dobrze. Jestem po prostu w szoku - pani Morgan przyjrzała mi się uważnie po czym rzekła:
- No dobrze - wzruszyła ramionami. - Na dzień dzisiejszy koniec. Przećwiczcie rolę w domu i widzimy się za tydzień.
                                                                  ***
     Przez resztę dnia nie mogłam się skupić. Rozmyślałam nad słowami wierszyka.
                                     
                                     
                                               Jedna mała czarownica
                                Nie spełniła woli pana
                                Zamiast tego Mu uciekła
                                I spotkała ją za to kara.
                               Dziewczę o płowych włosach umrzeć musiało
                               Aby przypieczętować to co stać się miało
                               Nic nie powstrzyma władcy mroku
                               Zginie pogodna dusza mieniąca się słońcem.
                               W kałuży krwi, szkła i papieru.

Muszę o tym komuś powiedzieć, bo inaczej zwariuję! Opadłam z rezygnacją na krzesło. Poczułam na plecach czyjś wzrok. Odwróciłam się i ujrzałam w kącie klasy Laurel. Patrzyła się na mnie, przygryzając nerwowo wargę. O nie, nie mam zamiaru z nią rozmawiać! Podniosłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Jak można było się tego spodziewać Laurel poszła za mną. Próbowałam nie zwracać na nią uwagi. Przyśpieszyłam kroku. Na zakręcie wpadłam na Kathy. Dziewczyna przewróciła się gubiąc przy tym książki, które trzymała.
- Strasznie cię przepraszam - wydukałam.
- Nic się nie stało - powiedziała uśmiechając się. - Uciekasz przed kimś?
Tak uciekałam, ale przecież jej tego nie powiem. Starałam się przybrać minę, która świadczyłaby o tym, że uważam to za żart.
- Nie, czemu tak uważasz?- Mruknęła coś pod nosem i poszłyśmy do łazienki chcąc poprawić Make-up.

                                                                ***
- Jeszcze raz.
-Wchodząc do łazienki poślizgnęłam się na czymś. Myślałam, że to woda. Powiedziałam Olivii żeby uważała i wtedy.... - zawahała się. - Wtedy ją zobaczyłam. Leżała pod umywalką w kałuży krwi. Na ciele miała pełno odłamków szkła. Ręce miała związane papierem toaletowym. Była...martwa.
Kathy skończyła opowiadać policjantom to co zobaczyłyśmy. Byłam zbyt przerażona by coś powiedzieć.
Leżała pod umywalką w kałuży krwi. Na ciele miała pełno odłamków szkła.                    Ręce miała związane papierem toaletowym.
To idealnie pasuje do wierszyka. Zamordowana dziewczyna była życzliwą osobą o jasnych włosach. To by wyjaśniało duszę mieniącą się słońcem. A co do pierwszej części wierszyka to nie miałam wątpliwości, że chodziło o mnie i o Amy. To coś jak...przepowiednia.

                                                                 ***
Poprawiałam makijaż w toalecie. Nagle usłyszałam trzask drzwi. Odwróciłam się. Nikogo nie było. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po torebkę. Wydobyłam z niej tusz do rzęs. Podniosłam rękę na wysokość oczu i spojrzałam w lustro żeby nie wyjechać. Przestraszona wypuściłam tusz z ręki. W szybie zobaczyłam mężczyznę. Uśmiechał się złowieszczo do mnie. Odwróciłam się za siebie, kiedy lustro pękło wbijając mi boleśnie odłamki szkła. Krzyknęłam z bólu. Krwawiłam. Usłyszałam jakiś ruch za sobą. Ktoś przebił mnie czymś ostrym. Umarłam.
- Olivio słyszysz mnie?
- Olivia!
Ocknęłam się. Nade mną stał Matt i przerażona Kathy.
- Mój Boże - zakryła sobie usta dłonią.
- Kathy, co się stało? - spytałam cicho.
- Ty...- wskazała na mnie palcem. - Ty krwawisz!
                                                                ***
- Przepraszam panią. Przed chwilą przywieźli tu moją wnuczkę Olivię Leander. Jestem jej babcią. Gdzie ją znajdę?
- Sala nr. 302.
- Dziękuję.

 * Chwilę później na sali*

- Jak się czujesz skarbie? - do łóżka, w którym leżałam podeszła babcia.
- Bywało lepiej - burknęłam. - Gdzie są Kathy i Matt?- na to pytanie babcia spuściła wzrok. - Gdzie oni są?? - powtórzyłam.
- Olivio posłuchaj..kiedy zadzwonili do twojej mamy ze szpitala powiedzieli jej, że zatrzymali dwoje nastolatków podejrzanych o napaść na ciebie. Powiedzieli też, że  tłumaczyli się jakąś wyssaną z palca, nielogiczną historią. Dlatego muszę Cię spytać co się stało? - wyrzuciła z siebie.
- Wiesz nie pamiętam za wiele....- opowiedziałam jej to co potrafiłam i czekałam na to co powie. Zakryła tylko usta dłonią tak jak zrobiła to Kathy, kiedy powiedziała mi, że krwawię.
- Jesteś pewna?
- Tak. Czego tu nie być pewnym??! Byłam w ciele ofiary tego faceta i odczuwałam jej wszystkie emocje, ból..i jeszcze krwawiłam jak ona. To nie jest normalne! W dodatku spełniły się słowa wiersza...
- Jakiego wiersza? - spytała babcia ostro. Wyrecytowałam jej go. Patrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Babciu, co się dzieje? - spytałam dotykając jej dłoni.
- Ja.... nie jestem pewna. Miejmy nadzieję, że nic takiego się już nie powtórzy. Ale proszę cię, uważaj na siebie - po tych słowach pocałowała mnie w czoło i wyszła. Tak po prostu. Byłam wściekła. Nie dość, że moich przyjaciół trzymają na komisariacie chociaż są niewinni, to jeszcze babcia coś przede mną ukrywa. Wyskoczyłam z łóżka i wyrwałam sobie wenflon, przez który podłączyli mnie pod kroplówkę. Zawyłam z bólu. Na salę wbiegła pielęgniarka i pomogła mi wstać. Po wezwaniu lekarza opatrzyli mnie i kazali wrócić spowrotem do łóżka. To niesprawiedliwe! Moich przyjaciół przesłuchują, a ja sobie leżę w najlepsze. Obłęd.
                                                               ***
- Powtórzę jeszcze raz.. To nie my ją napadliśmy. Olivia jest naszą przyjaciółką. Zresztą nie mamy motywu...
- Inspektorze, młodzi są niewinni. Możemy ich wypuścić - na salę wszedł policjant z Sylvią Leander. - To jest babcia napadniętej dziewczyny. Wszystko nam wyjaśniła...

                                                            ***
* Laurel*

Muszę porozmawiać z Olivią. Zależy mi na tej przyjaźni. Usiadłam na parapecie. Wystukałam jej numer i zadzwoniłam. Odrzuciła połączenie. Westchnęłam. Jak mam z nią porozmawiać skoro mnie unika??! Zrezygnowana opadłam na łóżko. Leżałam dobre 10 minut, kiedy doznałam olśnienia. Pójdę do jej babci.
             Szczerze mówiąc myślałam, że będzie łatwiej, ale no cóż...
- Nie wpuszczę cię do środka. Odejdź istoto mroku!
- Ale...musi mnie pani wysłuchać - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć, gdyż kobieta zatrzasnęła mi drzwi. Zaklnęłam pod nosem.
-Tak łatwo się nie poddam! Słyszy pani? Będę walczyć o tą przyjaźń - krzyknęłam i odeszłam.

* Kathy*

- Halo?
- Olivia? Jak się czujesz?
- Już lepiej. Jak na komisariacie? Mam nadzieję, że nie będziecie mieć przeze mnie kłopotów...
- Nie, spokojnie. Twoja babcia nas z tego wyciągnęła. - powiedziałam uśmiechając się do słuchawki. Zapadła cisza.
- Livia? Jesteś tam?
- Tak. Zamyśliłam się... - westchnęła.
Wzięłam soczek i usiadłam przed telewizorem.
- Nad czym? - spytałam.
- Co byś zrobiła, gdyby twoja przyjaciółka nie powiedziała ci czegoś bardzo ważnego..i próbowała cię skrzywdzić. Znaczy...skrzywdzić bo nad sobą nie panuje...?
Zastanowiłam się. W telewizji leciał Shrek ,co mnie trochę dekoncentrowało. Po chwili głębokiego namysłu rzekłam:
- Porozmawiałabym z tą osobą szczerze. I może nie od razu bym jej wybaczyła, ale na pewno starałabym się dociec dlaczego to zrobiła..no i oczywiście jak jej mogę pomóc.
- Dziękuję Kathy, jesteś wspaniała.
- Cieszę się, że mogłam pomóc - na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Na początek chciałabym podziękować Ronnie za to, że zmotywowała mnie do napisania tego rozdziału. Gdyby nie ona to pewnie jeszcze długo bym go nie napisała. Dziękuję <33
 Mam nadzieję, że się podoba.
Zastosowałam nowy szablon i myślę, że jest lepszy. A Wy jak sądzicie?